27 maja klasy 7b, 6a oraz kilka osób z klas 8 a i b oraz 3bg pojechało na wycieczkę do Kotliny Jeleniogórskiej.
Pierwszym przystankiem była Magiczna Górka w Rutwicy. Jest to jedno z tych kilku tajemniczych miejsc w Polsce, w których rzeczywistość wydaje się przeczyć prawom fizyki i zdrowemu rozsądkowi. W 1991 r. pewien turysta zatrzymał się na leśnym parkingu stwierdził, że woda, która wylała mu się z butelki na szosę, zaczęła płynąć pod górkę. Okazało się, że również cała butelka, a nawet samochód pozostawiony na luzie toczą się tutaj do góry. Niektóre hipotezy próbują tłumaczyć efekt anomalią magnetyczną, silnym ciekiem wodnym, mniejszym przyciąganiem ziemskim, bogatymi złożami ferromagnetyków w skałach czy nawet ingerencją obcej cywilizacji. Podobno dociekliwi poszukiwacze, próbując znaleźć rozwiązanie, natrafili na pochodzące z XVII w. dokumenty proboszcza. Wynika z nich, że w okolicy spadł statek kosmiczny. Wśród mieszkańców Wałcza znana jest legenda. Ponoć pod górką ukryte są, w tajemnym podziemiu, skarby. Badania naukowców dowodzą, że jest to złudzenie optyczne. Brak punktów odniesienia na horyzoncie, a także drzewa pochylone nieco ku ziemi sprawiają, że człowiek postrzega drogę jako idącą pod górę, choć w rzeczywistości jest ona opadająca. Potwierdzają to również pomiary geodezyjne przeprowadzone na górce w okolicach Wałcza, z których wynika, że punkt brany za szczyt wzniesienia jest w rzeczywistości położony niżej niż ten, który jest brany za jego podnóże, a 90% przydrożnych drzew w tym miejscu jest pochylonych w kierunku podłoża.
Kolejnym celem naszej wycieczki był największy na świecie pomnik Chrystusa Króla w Świebodzinie. Masa konstrukcji szacowana jest na ponad 440 ton. Koszt budowy szacuje się na ok. 6 mln zł, które zostały pokryte z dobrowolnych datków parafian, polonii amerykańskiej, a także lokalnych przedsiębiorców. Pomysł na taką budowę narodził się w głowie proboszcza parafii - sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Świebodzinie - księdza Sylwestra Zawadzkiego. 6 listopada 2010 roku miało miejsce zwieńczenia tej inicjatywy. Od tej pory to właśnie w Polsce znajduje się największa statua przedstawiająca Jezusa Chrystusa. Sama statua mierzy 33 metry, a wraz z koroną 36 metrów. Pomnik zbudowany jest na 16,5-metrowym nasypie z kamieni i gruzu. Wykonany jest w technologii siatkobetonu. Pozłacana korona ma 3,5 m średnicy oraz 3 m wysokości. Głowa ma 4,5 m wysokości i waży 5 ton, wykonana jest ze styroduru i żywicy epoksydowej. Każda z dłoni ma po 3,5 m długości, a odległość między końcami palców wynosi 24 m.
Po wielu godzinach podróży dotarliśmy do Kowar, gdzie zamieszkaliśmy w ośrodku Wojków.
Wtorek powitał nas deszczową pogodą, ale udało nam się znaleźć „lukę” w deszczu i wybraliśmy się na zwiedzanie Kowar. Mieliśmy okazję obejrzeć ratusz w Kowarach oraz poznać historię miasta.
Odwieczna tradycja mówi o odkryciu tutejszych złóż rud żelaza już w połowie XII w. przez Walona, mistrza Wawrzyńca Anioła. Już w XIV w. nad Jedlicą prężnie działały huty żelaza oraz zakłady rusznikarskie. Wyroby były na tyle cenione, że król Zygmunt August zamówił tu 200 luf do muszkietów. Po wojnie 30-letniej coraz większego znaczenia zaczęło nabierać chałupnicze tkactwo. W 1720 r. rozpoczęła działalność pierwsza manufaktura tkacka. Pod koniec XVIII w. powstała słynna, działająca do 2009 r. manufaktura dywanów. W 1902 r. w Kowarach zainicjowano sanatoryjne leczenie chorób płucnych i psychicznych. Po 1945 r. wojska ZSRR zajęły pobliskie wzgórza i korzystając z przedwojennych badań geologicznych, w wielkiej tajemnicy rozpoczęły eksploatację rud uranowych. W sztolniach pracowali polscy górnicy. Nieuprzedzeni przed promieniowaniem oraz niezabezpieczeni szeregowi pracownicy przypłacili to wieloma wypadkami śmiertelnymi i chorobami. Ostatecznie ze względu na wyczerpanie złóż kopalnię zamknięto w 1973 r. W jednej z tych sztolni zostało uruchomione pierwsze w Polsce inhalatorium radonowe.
Ratusz w Kowarach został wybudowany według projektu niemieckiego architekta Christiana Schultza w latach 1786-1789. Jego zabytkowe walory i dbałość o architektoniczne detale czynią go jednym z ładniejszych budynków użyteczności publicznej na Dolnym Śląsku. W holu Ratusza podziwiać można interesująca polichromię wraz z herbem Kowar z czasów, gdy stało się ono dzięki Fryderykowi Wielkiemu wolnym miastem królewskim. Najbardziej reprezentacyjną komnatą Ratusza jest Sala Rajców. Swój obecny wygląd zawdzięcza przebudowie dokonanej w okresie międzywojennym, kiedy to pokryto ją nową eliptyczną spłaszczoną kopułą. Główną dekorację sali stanowią malowidła sufitowe, swoją tematyką nawiązujące do historii miasta.
Po powrocie z wycieczki mogliśmy korzystać z sali gimnastycznej, stołu do tenisa oraz sali z projektorem.
W środę wybraliśmy się do Karpacza. Najpierw zwiedzaliśmy świątynię Wang. Ten niezwykły kościółek został zbudowany w XII w. we wsi Vang w południowej Norwegii. W XIX w. kościółek Wang okazał się za mały i wymagał kosztownej naprawy. Postanowiono go sprzedać. Pieniądze były potrzebne do spłaty pożyczki zaciągniętej na budowę nowej świątyni. Wtedy kupił ją za 427 marek król pruski Fryderyk Wilhelm IV. Kościółek został przetransportowany drogą morską do Szczecina, po czym trafił do Berlina. Nie dane mu było tam jednak zostać. Hrabina Fryderyka von Reden z Bukowca uprosiła króla, aby świątynia stanęła w Karpaczu. I tak w 1842 r. kościółek dotarł w częściach na Dolny Śląsk i wkrótce oddano go do użytku tamtejszym ewangelikom. Świątynia wykonana jest z norweskiej sosny, mocno nasyconej żywicą, która wykazuje niezwykłą trwałość. Drewniane kolumny i portale świątyni pokryte zostały pismem runicznym oraz wyjątkowo bogatą ornamentyką. Można na nich dostrzec rzeźbione głowy mężnych Wikingów, węże, lwy i smoki. Według legendy w kościółku znajdują się fragmenty z łodzi Wikingów, a ślub wzięty w sosnowym wnętrzu ma przynosić młodej parze szczęście. Nad wszystkim czuwa duch hrabiny von Reden. Jej marmurowe epitafium, ufundowane w 1856 r. przez króla Fryderyka Wilhelma IV znajduje się w pobliżu bramy prowadzącej na przykościelny teren. Ciekawym elementem jest źródełko, które wypływa z płyty pamiątkowej.
Później przyszedł czas na Dziki Wodospad, powstał na wskutek spiętrzenia zaporą przeciwrumoszową wód Łomnicy. Został zbudowany w latach 1910-15 w celu uniknięcia powodzi. Pełni ona swoją funkcję do dziś, czego dowodem było uniknięcie strat podczas wielkiej powodzi w 1997 r.
W Karpaczu obejrzeliśmy również wodospad Łomnicy, który powstał w ramach pruskiego programu przeciwpowodziowego na pocz. XX w. Budowa trwała prawie pięć lat (1910-1915). „Zaliczyliśmy” kolejną anomalię grawitacyjną. Woda w strumyku przy drodze płynie tu pod górę, podobnie zachowują się samochody pozostawione na tzw. luzie. Kiedy kierowcy się tutaj zatrzymują, jakież jest ich zaskoczenie, gdy po chwili ich pojazdy same podjeżdżają pod górę.
Tego dnia również zwiedziliśmy muzeum Ziemi „Juna”. Mogliśmy tam zobaczyć wiele minerałów występujących w Karkonoszach oraz na całym świecie.
Po powrocie do Kowar i zjedzeniu obiadu udaliśmy się na Skalnik. Najbardziej majestatyczny i tajemniczy szczyt w Rudawach Janowickich o wysokości 945 m npm. Wspólny wierzchołek tworzą dwie położone blisko siebie kulminacje. Wyższy wierzchołek (945 m. npm) jest zalesiony i ma kształt kopulasty. Znajdują się na nim ruiny dawnej wieży widokowej, cztery betonowe bloki na których wieża była zakotwiczona oraz drewniana tabliczka na drzewie z napisem Skalnik. Niższy wierzchołek (935 m npm) składa się z szeregu okazałych skałek o fantazyjnych kształtach, z których szczytowa o nazwie Ostra Mała udostępniona jest wykutymi w skale stopniami i zwieńczona platformą widokową. Północno-zachodnie zbocze poniżej szczytów zajmują dwa niewielkie rumowiska skalne, gołoborza. Na południowym zboczu, przy szlaku czerwonym i żółtym rozsiane są kolejne skałki tzw. Konie Apokalipsy. Szczyt należy do Korony Gór Polski (28 najwyższych szczytów wszystkich gór w Polsce). Z platformy widokowej rozpościera się wspaniała panorama Sudetów, Kotliny Jeleniogórskiej, a przy sprzyjającej pogodzie dostrzec można nawet Góry Łużyckie w Niemczech oraz Ślężę. Najpiękniejsze zachody słońca w miesiącach letnich były największą atrakcją turystyczną tego miejsca.
W czwartek pojechaliśmy do Kamiennej Góry, żeby zwiedzić kompleks podziemnych, częściowo zasypanych korytarzy pod Górą Parkową. Jest to zaginione laboratorium Hitlera. Prace nad nimi wykonywali więźniowie obozów koncentracyjnych oraz robotnicy przymusowi. W jednym z najciekawszych i najlepiej zachowanych korytarzy powstało muzeum pod nazwą Projekt ARADO. Obiekt ten posiada powierzchnię 1300 m2 i kubaturę 4350 m3. Największą atrakcją kompleksu jest olbrzymia hala o długości 55,5 m, szer. 7 m , wys. 5,2 m. Hala ta została obudowana cegłą, a wolne przestrzenie między obudową, a skałą, wypełniono lekkim betonem. Podczas zwiedzania trasy turystycznej zwiedzający stają się czynnymi uczestnikami pewnej formy zabawy i wiedzy o tajemnicach historii II wojny światowej. Podziemia kryją unikalne w skali Europy eksponaty m. in. części pocisków V-1 i rakiety V-2. W okolicach muzeum na Górze Parkowej znajduje się dość ciekawa alejka z eksponatami uzbrojenia.
Później pojechaliśmy do Wieściszowic gdzie znajduje się rezerwat Kolorowe Jeziorka. Jeziorka położone są w Rudawskim Parku Krajobrazowym, na zboczu Wielkiej Kopy. Są to 4 jeziorka: żółte, purpurowe, błękitne i zielone. Zabarwienie wody związane jest ze składem chemicznym ścian i dna wyrobisk. Na początku XVIII w. ówcześni mieszkańcy zaczęli wydobywać łupki pirytonośne, w które obfituje tutejsza gleba. Powstała tu kopalnia pirytu i siarki, które były następnie przerabiane na kwas siarkowy. Urobek dowożono do sąsiadującej miejscowości Marciszów, nieistniejącą już linią kolejki wąskotorowej. Po wyczerpaniu się złóż pirytu w 1902 r. zakład produkował farby olejne. Fabryka została zamknięta w 1925 r. Po zamknięciu kopalni do głosu doszła natura. Wyrobiska pokopalniane wypełniła woda, w której rozpuściły się związki chemiczne znajdujące się w miejscach eksploatacji związków pirytu i spowodowały zabarwienie wody, tworząc malownicze jeziorka. Na wycieczce warto zwrócić uwagę na nacieki i kryształy, które osadziły się na ścianach skalnych. Jeziorko Żółte Jest to najmłodsze jeziorko powstałe pośród pokopalnianych hałd, gdzie na przełomie XVIII-XIXw. wydobywano łupki pirytonośne. Jeszcze 20 lat temu nie było w nim wody. Z rzadka, po dużych opadach deszczu, spływająca z górskich stoków deszczówka, wypełniała jego dno wodą o żółtawym odcieniu. Wejście do niego prowadzi przez wykuty w skale otwór. Jeziorko położone 560 m n.p.m. Jeziorko Purpurowe Powstało po zalaniu wyrobiska „Nadzieja” w najstarszej kopalni, która została uruchomiona w 1785 r. Z łupków łyszczykowych pozyskiwano tutaj piryt. Wyrobisko ma ok. 430 m długości i ok. 110 m szerokości. Wypełnia je dziś woda w kolorze purpury, będąca słabym roztworem kwasu siarkowego. Akwen otaczają tajemnicze skały, a także skarpy obsypane pachnącym siarką piachem. Jeziorko położone 560 m n.p.m. Jeziorko Błękitne Zwane także czasem Lazurowym, powstało na terenie dawnego wyrobiska „Nowe Szczęście” z 1793 r. Swój kolor zawdzięcza związkom miedzi. Jego woda jest czysta i pozbawiona siarkowego zapachu. W zależności od warunków pogodowych woda przybiera różne odcienie. Akwen jest długi na 150 m, a szerokość w najszerszym miejscu wynosi ok. 50 m. Jeziorko jest bardzo głębokie. Lejowate wyrobisko ma ponad 20 m głębokości. Nazwa Jeziorka nawiązuje do koloru wody, która zawdzięcza swój kolor glonom rozwijającym się w czystej, dobrze naświetlonej wodzie, stale dostarczanej przez potok Mienica. Jeziorko położone 635 m n.p.m.
Ostatniego wieczoru w Kowarach mieliśmy ognisko z kiełbaskami, a harcerki przygotowały zabawy. Wszyscy dobrze się bawiliśmy.
W piątek wyruszyliśmy w drogę do domu. Po drodze mieliśmy dłuższy postój w Poznaniu na Malcie. Wypoczywaliśmy na Jeziorem Maltańskim. W 1952 r. spiętrzono wody rzeki Cybiny, tworząc sztuczne jezioro. W latach 1980-90 powstał tu nowoczesny tor regatowy o długości 2 km, umożliwiający rozgrywanie zawodów wioślarskich i kajakowych najwyższej rangi. Nazwa jeziora jest pamiątką po joannitach, którzy otrzymali te tereny w 1187 r. od księcia Mieszka III Starego. Joannici, później zwani kawalerami maltańskimi, wybudowali tu kościół św. Jana Jerozolimskiego. Rycerze zakonni utworzyli przy nim swoją komandorię. Widzieliśmy również Kopiec Wolności - Zamiar budowy kopca powstał już w 1917 r., kiedy to planowano, w tajemnicy przed zaborcą, budowę wielkiego Parku Ludowego. Uroczysta inauguracja budowy Kopca Zmartwychwstania, bo tak początkowo był nazywany, przypadała w dniu święta narodowego – 3 maja 1919 r. W pracach budowlanych, oprócz mieszkańców Poznania i Wielkopolski, udział brali także, przybywający indywidualnie, goście z innych terenów Polski. Ostateczna bryła kopca uformowała się w 1922 r. Pomnik osiągnął wysokość 17 m nad poziom pobliskiej ulicy. Został rozebrany w czasie okupacji hitlerowskiej, poprzez niewolniczą pracę, często tych samych ludzi, którzy go usypywali. Usytuowanie kopca odbiegało nieco od dzisiejszego, który jest częściową repliką poprzedniego. W 1979 r. podjęto decyzję o remoncie niecki wybudowanego w latach 50. Jeziora Maltańskiego. W okresie PRL ze względów politycznych nie było planów odbudowy przedwojennego Kopca Wolności. Jednak, aby pogłębić jezioro i przywrócić jego parametry jako toru regatowego, należało wydobyć z jego dna, a następnie wywieźć ogromne ilości ziemi. Koszty jej transportu byłyby zbyt wysokie, dlatego w pobliżu zbiornika postanowiono usypać wzniesienie. Żeby nikt nie został posądzony o ukryte zamiary odbudowy wolnościowego pomnika, oficjalnym powodem usypania wzgórza było zagospodarowanie na Malcie kompleksu sportowo-rekreacyjnego z całorocznym stokiem narciarskim, torem saneczkowym oraz polem do nauki gry w golfa. W 1984 r. utworzono Społeczny Komitet Odbudowy Kopca Wolności. W 2004 r. powstało nowe stowarzyszenie Kopiec Wolności w Poznaniu, którego zamiarem jest sfinalizowanie budowy Kopca. Odtworzony kopiec ma być wyższy od swego poprzednika i wznosić się na około 30 m ponad powierzchnię ulicy, a na jego szczycie planowana jest platforma widokowa z ławeczkami i rzeźbą ptaka wzbijającego się do lotu.
Późnym wieczorem zmęczeni, ale bardzo zadowoleni dotarliśmy do domu.